Translate

środa, 14 lipca 2021

Kartki z pamiętnika - opowiadanie

Każdy człowiek posiada jakieś marzenia, jednakże nie wszystkie się spełniają z różnych powodów. Zazwyczaj snujemy plany na przyszłość, które tak naprawdę musimy sami realizować. 
Czy to oznacza, że powinniśmy przestać marzyć? W żadnym wypadku, ponieważ nigdy nie wiemy 
w jakim momencie nasze skryte pragnienia mogą zacząć się urzeczywistniać. 
Pewnie powiecie, ale jak to? Dopiero mówiłaś, że powinniśmy samodzielnie dążyć do spełnienia marzeń. Owszem, lecz los potrafi człowieka zaskoczyć i osobiście się o tym przekonałam. 
W życiu nie zawsze na wszystko mamy wpływ. Czasami wydarzają się takie rzeczy, które dla naszego rozumu są niewytłumaczalne. W dniu dwudziestych urodzin otrzymałam od przyjaciółki Katrin 
fioletowy pamiętnik liczący ponad trzysta stron. Wszystkie kartki były puste i mogłam zapisać 
na białym papierze moje przeżycia. Na okładce notesu było napisane "In life everything is possible" 
co oznaczało "W życiu wszystko jest możliwe". To motto sprawiało, że nadzieja, którą traciłam zaczynała na nowo się odradzać. Mam na imię Elina. 
Obecnie mieszkam w małym miasteczku Zroset, gdzie pracuję w kawiarni Lard. 
Przyznam szczerze, że nie byłam zadowolona z prezentu od Katrin, ale nie chciałam robić 
jej przykrości, więc musiałam udawać wielkie zachwycenie. Ona za każdym razem obdarowywała mnie dziwnymi upominkami, jednakże nie wiem co skłoniło ją do tego, aby dorosłej osobie kupować zwykły notes. Przecież gdybym chciała kupić sobie zeszyt to poszłabym do pierwszego lepszego sklepu. 
Pisanie pamiętnika wydawało mi się trochę dziecinne nie mniej jednak raz w roku otwierałam ten notes 
i opisywałam przygody, które zdołałam zapamiętać z minionych dwunastu miesięcy. 
Można powiedzieć, iż robiłam sobie w nim małe podsumowanie starego roku 
zapisując przy okazji marzenia, które chciałam, żeby w Nowym Roku się spełniły. 
***
31.12.1956r. 
Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia w pracy. To był pochmurny dzień i bez przerwy padał ulewny deszcz. Czwartego listopada miałam zjawić się w kawiarni na godzinę dziewiątą rano, 
aby przed otwarciem lokalu ściągnąć ze stolików krzesła dla gości. Pech chciał, że zaspałam. 
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Ledwo żywa zwlekłam się z łóżka, żeby zobaczyć kto ma czelność budzić mnie tak wcześnie wszakże byłam święcie przekonana, że jest dopiero szósta nad ranem. 
- Nie uwierzysz! - krzyknęła Katrin. Dzisiaj wylatuje na dwa tygodnie z Kelanem za granicę 
do miejscowości Greley. Już wyobrażam sobie plaże i szum morza. 
Odlot mamy za trzy godziny, dlatego muszę się szybko spakować. 
Czy mogłabyś pożyczyć mi czerwoną walizkę na kółkach? - zrobiła błagalne oczy. 
- Jasne - odpowiedziałam. Pod warunkiem, że wróci z wszystkimi kołami. 
Ostatnia walizka po podróży z Tobą była w opłakanym stanie. 
- Wiem, wiem... Taka sytuacja już naprawdę się nie powtórzy. 
Będę jej strzegła jak oka w głowie. Obiecuję - uśmiechnęła się. 
- W takim razie ściągnij ją sobie z szafy, a ja pójdę zrobić nam herbatę. 
- Wybacz, lecz przed domem w samochodzie czeka na mnie Nadia. 
Spotkamy się na pogaduchy po moim przylocie. Dlaczego jeszcze jesteś w piżamie? 
Już mamy południe - powiedziała zdziwiona. 
Poczułam jakby ktoś oblał mnie kubłem zimnej wody. Dobrze, że przyjechała z Nadią - jej kuzynką, 
bo przynajmniej miałam darmową podwózkę do roboty. Czasami zazdrościłam Katrin, 
że ma takie beztroskie życie i wylatuje na wakacje kiedy jej się żywnie podoba. 
- Jak to południe? - przetarłam oczy. Spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie. 
Dochodziła godzina czternasta. Z moich długich, czarnych włosów upięłam błyskawicznie koka. Ekspresowo ubrałam się w długie, zielone spodnie i niebieską koszulkę z krótkim rękawem zapominając całkowicie o wymogach pracodawcy, które dotyczyły ubioru. 
Makijażu oczywiście nie zdążyłam zrobić, więc wyglądałam poniekąd jak zoombie. 
- Co tak latasz po mieszkaniu jak oszalała? - zaśmiała się. 
- Bierz walizkę i wychodzimy - w pośpiechu ubrałam tenisówki, chwyciłam za kurtkę oraz parasolkę. Zamknęłam drzwi. W ramach przysługi będziecie musiały odwieźć mnie do kawiarni - oznajmiłam. 
- Okej. Akurat będziemy tamtędy przejeżdżać, więc nie ma problemu. 
Dziesięć minut później byłam już na miejscu. Szef był zdenerwowany, dlatego sądziłam, 
że mnie zwolni, ale na szczęście dostałam tylko reprymendę. 
Dobrze, że dziewczyna, która miała być ze mną tego dnia na zmianie przyszła na czas. 
Przynajmniej nie straciłam fuchy. Skorzystałam z rezerwowych ciuchów, które znajdowały się 
na zapleczu. Zwarta i gotowa ruszyłam obsłużyć pierwszego klienta. 
Był nim przystojny mężczyzna o kasztanowych włosach oraz brązowych oczach. 
- Co podać? - wyjęłam notatnik do zapisu. Liczyłam, że od razu poprosi o kawę, jednakże ten zaczął wypytywać jakie jej rodzaje tutaj sprzedajemy. Zaproponowałam kawę Americano, 
bo akurat ona rzuciła mi się w oczy na leżącej przed nim ulotce. 
- Super to poproszę i do tego dwie szarlotki - puścił w moją stronę szelmowski uśmiech. 
Zamówienie podałam koleżance. Zrobiła małą czarną, lecz okazało się, że szarlotka się skończyła. 
Wzięłam tacę z gotową kawą i poszłam z nią do stolika przy okazji informując, że tego ciasta nie ma. 
Dzisiejszego dnia nad moją głową wisiało jakieś fatum. Taca wyleciała mi z ręki, a zawartość kawy wylała się na jego białą koszulę. Zadeklarowałam, że ją odkupię lub oddam za nią pieniądze, 
jednakże on nie chciał żadnej rekompensaty za zniszczoną rzecz. 
Oburzony wstał, ale do naszej kawiarni już nigdy nie wrócił. Ścierając stolik zauważyłam na ziemi jakąś wizytówkę. Odruchowo ją podniosłam. Na wizytówce widniało jego imię i nazwisko 
oraz dane kontaktowe. Na niebiesko było podkreślone słowo lekarz, a pod spodem Darlon Nore. Zachowałam sobie ten papierek sama nie wiem po co. Osiemnastego listopada zapisałam się 
na kurs języka hiszpańskiego, ponieważ większość naszych gości nie potrafiła mówić po francusku. 
Kurs ukończyłam trzynastego grudnia z oceną celującą. 
Siedemnastego grudnia obchodziłam dwudzieste urodziny. 
To właśnie wtedy Kristen wręczyła mi fioletowy pamiętnik. 
Tegorocznego Sylwestra spędzam w pracy. Jak tylko wybije północ to zwijam się do domu. 
Cel na Nowy Rok? Polecieć samolotem na słoneczną wyspę Ilalas przynajmniej na tydzień 
i zrobić mały remont mieszkania. Muszę odkupić też koszulę temu lekarzowi, 
bo inaczej sumienie nie będzie dawało mi spokoju.
***
31.12.1957 
Niedawno witałam ten rok, a już trzeba będzie się z nim pożegnać. 
Siódmego grudnia zrezygnowałam z pracy w kawiarni. Dlaczego? Może zacznę od początku. 
Pierwszego lipca poszłam na badania kontrolne, żeby dowiedzieć się jak mój organizm faktycznie funkcjonuje. Natłok obowiązków sprawił, że zapomniałam o odbiorze wyników. 
Przypomniałam sobie o nich pod koniec listopada. Na sprawozdaniu było jasno napisane, 
iż mój organizm zaatakował rak. Z początku nie chciałam w to wierzyć, lecz wynik był jednoznaczny. 
W tym przypadku musiałam jak najszybciej poddać się leczeniu co wiązało się z odejściem z kawiarni. 
O moim stanie poinformowałam rodziców. Załamali się, ale bez namysłu odłożyli wszystkie sprawy, 
aby przylecieć na rok, a może i dłużej do Zroset. Pierwsza chemioterapia czeka mnie na początku stycznia. W czerwcu nie udało mi się odwiedzić malowniczego miejsca ani wykonać renowacji czterech kątów pomimo to mam przeczucie, że jeszcze kiedyś to zrealizuję. 
Czego życzę sobie na Nowy Rok? Zdrowia i dużo sił do walki z rakiem.
***
31.12.1958 
W tym roku przyjęłam cztery chemioterapie, które wyssały ze mnie życie i pozbawiły całkowicie moich kruczoczarnych włosów. Prawdopodobnie to mój ostatni wpis, który tutaj piszę. 
Zamknęłam pamiętnik. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam w sobie uczucie złości, żalu, 
a zarazem bezsilności. Wytargałam wszystkie kartki z pamiętnika i pogniotłam w kulki, 
a następnie wrzuciłam do nierozpalonego jeszcze pieca stojącego w kuchni. 
Rodzice w tym czasie ustawiali w salonie na stole różne przekąski. 
Nie spodziewałam się, że ktokolwiek w Sylwestra zechce mnie odwiedzić. 
O godzinie siedemnastej zadzwonił dzwonek. 
- Elina możesz otworzyć, bo teraz robię kanapki - poprosiła mama. 
Ledwo stojąc na nogach otworzyłam zasuwę w drzwiach. Moim oczom ukazała się Kristen. 
Ubrała się w kremowy płaszcz, czerwoną sukienkę oraz czarne szpilki. 
Jak zawsze pięknie wyglądała i była w świetnym humorze. 
Mimo, że ją bardzo lubiłam to w tym momencie nie miałam ochoty, aby przebywać w jej towarzystwie. 
- Rozchmurz się. Nowy Rok będziemy świętować razem - podskoczyła z radości. 
Nie zdążyłam się słowem odezwać, bo rodzice już zbierali się do wyjścia. 
- Zostawiamy Cię w dobrych rękach. Wrócimy za dwie, góra trzy godziny. Gdyby cokolwiek się działo jesteśmy pod telefonem - powiedział tata i pocałował mnie w czoło. 
- To co robimy? Może zagramy w jakąś grę planszową albo karty? - zaproponowała. 
- Nie mam ochoty - oznajmiłam. Czy mogłabyś podpalić w piecu, bo jest mi trochę zimno - poprosiłam. 
- Okej, ale jak przyjdę to zagrasz ze mną w chińczyka. Nie chcę słyszeć sprzeciwu. 
Z przymusu się do niej uśmiechnęłam. Nim zdążyła wrócić do pokoju już zasnęłam na kanapie. 
Obudziłam się wieczorem otulona ciepłem powietrza. Podeszłam do grzejników, aby się ogrzać. 
Były gorące. Nawet nie wiem, kiedy Kristen wyszła. Napisałam jej SMS-a, że przepraszam, 
lecz naprawdę źle się czułam. W odpowiedzi przeczytałam, że nic się nie stało. 
Szesnastego stycznia tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego dziewiątego roku zauważyłam, 
że rodzice pakują walizki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam o co chodzi, ale moje zaskoczonie było naprawdę ogromne. Mama zawiązała mi zieloną opaskę na oczy, abym niczego nie widziała. 
Miałam ją na sobie około osiem godzin. Tata robił za mojego przewodnika, abym zębów po drodze sobie nie wybiła. Gdy dojechaliśmy gdzieś taksówką i przeszliśmy spory kawałek nagle tato uprzedził mnie, 
że będą schody. Ostrożnie stawiałam każdy krok. Na miejscu usiadłam na jakimś fotelu. 
Sądziłam, że zabrali mnie do kina, lecz oni nadal prosili, abym nie ściągała mojej zasłony z oczu. 
W pewnej chwili poczułam jak unosimy się w powietrze. Przestraszyłam się, ale w tym momencie 
tata chwycił mnie za rękę i oznajmił, że znajdujemy się w samolocie. Zatkało mnie. 
- Lecimy do Trilas? - zapytałam. W tym mieście mieszkali moi rodzice z dziadkami. 
Niedawno wspominałam, że chciałabym ich odwiedzić, jednakże nie przypuszczałam, 
iż tak szybko mogliby załatwić bilety. 
- Nie zadawaj pytań, bo zepsujesz niespodziankę. Najlepiej będzie jak się zdrzemniesz - zakomunikowała mama. Nie miałam nic do roboty, opaski i tak nie mogłam ściągnąć, więc usnęłam. 
Obudziło mnie lądowanie. 
- Co się dzieje? - zapytałam. 
- Zaraz będziemy wysiadać - powiedział podekscytowanym głosem ojciec. 
- Okej - odpowiedziałam. Czy mogę już ściągnąć opaskę? - byłam trochę zniecierpliwiona. 
- Za piętnaście minut - odrzekła mama. 
Nie miałam siły się z nią kłócić i też nie chciałam psuć niespodzianki, którą dla mnie przygotowali. Wsiedliśmy do taksówki, która zawiozła nas do naszego mieszkania. W holu było bardzo cicho. 
Tata otworzył mi drzwi do pokoju i powiedział, że mogę ściągnąć tą szarfę. Tak też zrobiłam, 
lecz osłupiałam z zachwytu. Zobaczyłam babcię i dziadka, a na oknie z widokiem na morze napis Ilalas. Popłakałam się ze wzruszenia. Gdy byłam jeszcze zdrowa to wspominałam rodzicom 
że marzę o wakacjach tutaj, ale nawet mi się nie śniło, 
że czas w tej malowniczej okolicy spędzę z całą rodziną. 
- Skąd wzięliście na to pieniądze? - zaczęłam wypytywać. 
- Dziadek miał odłożoną sporą sumkę w skarpecie i długo nie trzeba było go namawiać 
- babcia mrugnęła okiem do dziadka, który tylko się zaśmiał. Byliśmy tutaj dwa tygodnie. 
Codziennie spacerowałam brzegiem morza i starałam się zapomnieć o chorobie chociaż na chwilę. Nadszedł czas wyjazdu. Nie chciałam powracać do szarej codzienności, jednakże dłużej nie mogliśmy 
już przebywać w tym hotelu. Dwudziestego dziewiątego stycznia wylądowaliśmy w Zroset 
o godzinie szesnastej. Dziadkowie zostali na lotnisku i czekali na drugi samolot, który leciał do Trilas. 
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś z nami - powiedziała na pożegnanie babcia. 
- Oczywiście - uśmiechnęłam się. Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję. 
- Wracaj szybko do zdrowia i przylatuj do nas. Będziemy z babcią na Ciebie czekać - szepnął dziadek. 
- Niedługo was odwiedzę. Obiecuję - oznajmiłam. 
- Trzymamy Cię za słowo - odpowiedzieli jednocześnie. 
W domu czekała na mnie kolejna niespodzianka. 
- To niemożliwe - szeroko otworzyłam oczy. Podczas naszej nieobecności ktoś odnowił moje mieszkanie. Każde pomieszczenie zostało wyremontowane w nowoczesnym stylu, 
a kolory ścian mieniły się w moich ulubionych odcieniach błękitu, zieleni i fioletu. 
- Niespodzianka! - wyskoczyła z pokoju Kristen. 
- To wszystko Twoja sprawka? - dalej nie mogłam uwierzyć. 
- Rzecz jasna - cieszę się, że w końcu widzę Twój uśmiech na twarzy. 
- Zostawimy was na chwilę - odrzekli rodzice i oddalili się . 
- Dlaczego to zrobiłaś? Przecież to musiało kosztować fortunę. 
Nie wiem kiedy będę w stanie oddać Ci pieniądze - dopadło mnie zakłopotanie. 
- Elina przyjaźnimy się od przedszkola. Traktuję cię jak siostrę. Nie ma mowy o żadnych pieniądzach. 
Nie zliczę ile razy ty mnie wspierałaś i ratowałaś, gdy moje życie traciło sens. 
Zrobiłabym dla Ciebie wszystko. Jesteś dla mnie najbliższą osobą - wykrzyczała. 
Patrzyłyśmy na siebie, a po policzkach spływały nam łzy. To prawda, że byłyśmy dla siebie jak siostry. Katrin w dzieciństwie nie miała ciekawego życia, ponieważ jej rodzice byli alkoholikami. 
Gdy skończyła osiemnaście lat zdecydowała się od nich wyprowadzić do swojego chłopaka Kelana. Dziewczyna miała naprawdę dużo szczęścia, że to właśnie na niego trafiła, 
bo chłopak świata za nią nie widzi. 
- Skąd wpadłaś na taki pomysł? - coraz bardziej mnie to zastanawiało. 
- Pamiętasz jak odwiedziłam Cię w Sylwestra? Poprosiłaś mnie, abym napaliła w piecu. 
Otworzyłam go, aby dosypać najpierw węgla, ale zobaczyłam zwinięte w kulki kartki. 
Zwykle nie interesują mnie takie rzeczy, jednakże instynkt podpowiadał mi, że muszę je wyciągnąć. Przeczytałam wszystko co napisałaś. Razem z Kelanem postanowiliśmy spełnić Twoje marzenia 
i wypad do Ilalas też jest naszą sprawką. 
- Zdążyłam się domyślić, ale nie oddałaś tej koszuli? - spojrzałam z lekką obawą. 
- Próbowałam, lecz muszę Cię zmartwić - trochę posmutniała. 
Ta wizytówka nie należała do tego faceta o którym pisałaś - wybuchła śmiechem. 
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą. 
- Zadzwoniłam pod ten numer, który widniał na wizytówce, ale odebrał jakiś stary doktor z ochrypłym głosem, więc to na sto procent nie mógł być mężczyzna o kasztanowych włosach. 
Ten był raczej po pięćdziesiątce. Trochę z nim porozmawiałam o Twojej chorobie i dowiedziałam się, 
że jest ordynatorem w Slento, który zaproponował swoją pomoc. 
Powiedział, że jeśli przylecisz na kolejną chemioterapię to jest duża szansa na pokonanie raka. 
- Słyszałam to wiele razy i jak dotąd żadnych efektów nie widać, a jest coraz gorzej - westchnęłam. 
Poza tym nie stać mnie na kolejne leczenie. 
- Już wszystko jest opłacone. Odlot masz trzeciego marca. Nie było wcześniejszego terminu w klinice. 
- Nie powinnaś tego załatwiać bez konsultacji ze mną - wkurzyłam się. 
Myślisz, że jak masz kasę to o wszystkim możesz decydować? 
- Chcę twojego dobra. Rozmawiałam z Twoimi rodzicami i również pragną, 
abyś przyjęła tą chemioterapię - popatrzyła na mnie. 
- Wszyscy chcą mojego dobra! 
Tylko dlaczego do jasnej cholery nikt z was nie zastanowi się ile mnie to kosztuje. 
Nie macie zielonego pojęcia przez co przechodzę - powiedziałam wzburzonym tonem. 
- Sama podejmujesz decyzję. Do dwudziestego lutego masz dać im odpowiedź. 
Wiele osób marzy, aby znaleźć się w tym szpitalu, który jest najlepszy na świecie. 
Skleiłam Twój pamiętnik. Wierzę, że jeszcze wiele historii w nim zapiszesz - wręczyła mi go i wyszła. 
Przez długi czas wpatrywałam się w napis "In life everything is possible" i zadawałam sobie pytanie 
czy w życiu naprawdę wszystko jest możliwe? Już niebawem miałam się o tym przekonać. 
Ostatni raz zdecydowałam się podjąć ryzyko. Napisałam wiadomość z odpowiedzią, że trzeciego marca przylecę do kliniki w Slento. Dla organizmu to był wielki wyczyn i zwyczajnie się bałam, 
że tym razem tego nie przeżyję. Los ponownie mnie zaskoczył. 
Moim lekarzem prowadzącym był o cztery lata starszy mężczyzna z kawiarni, 
któremu zalałam koszulę. Okazało się, że wizytówka należała do jego ojca,
 a tajemniczy facet po którym ślad zaginął nazywał się Tobias Nore. 
Minęło sporo lat od naszego ostatniego spotkania, więc nic dziwnego, 
że mnie nie rozpoznał, ale byłam z tego powodu zadowolona. 
Leczenie przebiegało ciężko i dopiero za cztery miesiące miało się okazać czy nowotwór został pokonany. Doktor Tobias podał mi swój numer telefonu, abym skontaktowała się z nim w lipcu 
i umówiła na wizytę kontrolną. Szesnastego lipca ponownie poleciałam do kliniki, 
aby usłyszeć ostateczną diagnozę. 
- Przeanalizowałem ostatnie wyniki. Myślę, że ucieszy się Pani z tej wiadomości. 
Rak został pokonany. Nie ma po nim żadnego śladu. Jest Pani zdrowa - uśmiechnął się. 
Ta wiadomość do mnie nie docierała. Szczerze powiedziawszy byłam pogodzona już ze śmiercią. 
Jednak ucieszyłam się, że za rok będę mogła powoli wracać do normalnej rzeczywistości. 
***
31.12.1959 
Rok temu przeczuwałam, że umrę. Jak widać nadal żyję i staram się cieszyć z najmniejszych rzeczy. 
Nawet z tego fioletowego pamiętnika, który otrzymałam trzy lata temu. 
Zrozumiałam, że w życiu najważniejsze jest zdrowie, a poza nim nic się nie liczy. 
Powoli odrastają moje czarne włosy. Jakie snuje plany na Nowy Rok? 
Chcę znowu pracować w kawiarni Lard i odzyskać moje długie włosy sprzed choroby. 
***
31.12.1960 
Siedemnastego czerwca wróciłam do mojej małej kawiarni. Kocham przebywać wśród ludzi 
i widzieć jak cieszą się ze zwykłej kawy. Tego dnia odwiedził nas nieoczekiwany gość Tobias. 
Zaskoczony był, że tutaj pracuję. Zamówił kawę Americano. Zapytałam czy to jego ulubiona. 
Zaśmiał się i opowiedział historię o splamionej koszuli. 
Gdy go przeprosiłam i wytłumaczyłam, że to był przypadek odpowiedział krótkim zdaniem 
to niemożliwe. Nie podejrzewał, że to byłam ja. Nasza znajomość zaczęła się rozwijać, 
a dzisiejszego Sylwestra świętujemy razem. 
Z tych wszystkich wydarzeń, które mnie w ostatnich latach spotkały wyniosłam jedną naukę 
o której powinniście pamiętać, a jej treść brzmi 
" In life everything is possible - W życiu wszystko jest możliwe. "

56 komentarzy:

  1. Bardzo mi się podoba:) Pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny test! Daje nadzieję, że w życiu mimo przeciwności losu, w końcu może się jakoś ułożyć!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisanie pamiętnika często jest bardzo oczyszczające, nie robię tego od kilkunastu lat, ale całe dzieciństwo pisałam. Wzruszająca historia, to prawda, że warto spełniać marzenia i dążyć do szczęścia, a los często nam w tym pomaga:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajne opowiadanie. Marzenia warto spełniać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ładne opowiadanie. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę dalszego rozwijania pisarskiej twórczości. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu. :)

      Usuń
  7. ..bo nikt nie wie, co może go spotkać w życiu, bo wszystko zdarzyć sie może..
    ..świetne opowiadanie, bardzo mi się podobało i jest mi bardzo bliskie ❤
    ..w zeszłym roku nagle, zupełnie przez przypadek dowiedziałam się, że mam nowotwór serca, który trzeba było operówać natychmiast.. na szczęście są to łagodne guz, ale ryzyko zawsze istnieje.. moje życie zmieniło się diametralnie.. dobrze, że operacja zakończyła sie pomyślnie (mam protezy zastawek serca i stymulator) i.. udało mi się pomału wrócić do żywych..wszystko jest inaczej niż kiedyś, ale najważniejsze, że jestem, że żyję.. zaakceptowałam zmiany i cieszę się z tego co mam :)

    - pozdrawiam serdecznie i ciepło, życzę ogrom zdrówka ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AnSo kochana, nie wiedziałam, że aż takie przeżycia masz za sobą, tym bardziej podziwiam Cię za wszystko!

      Usuń
    2. AnSa, tak bardzo mocno cię ściskam! Dużo siły, kochana! Dobrze, że jesteś, wiesz :)

      Usuń
    3. ❤❤ dziękuję bardzo JoAsiu i Nitko :* ❤❤

      Usuń
  8. Sympatyczna opowieść :) lubię szczęśliwe zakończenia. Tylko... pierwszego smsa wysłano dopiero w 1992 roku :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny tekst! Dobrze, że z happy endem, bo już bałam się o bohaterkę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ciekawy zabieg, przegląd wydarzeń ostatniego dnia roku i zdziwienie, jak różnią się od siebie wydarzenia i refleksje autorki ...

    OdpowiedzUsuń
  11. Fakt! Marzenia trzeba spełniać a chociaż się starać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo dobry tekst. Świetnie, że się nim dzielisz.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapisuję wydarzenia z mojego życia, ale nie można nazwać tego pamiętnikiem.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne opowiadanie:-)))
    Pozdrawiam serdecznie:-))

    OdpowiedzUsuń
  15. To prawda - w życiu wszystko jest możliwe...
    Nawet, gdy już nie mamy nadziei to los może nas bardzo zaskoczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  16. To prawda, że w życiu wszystko jest możliwe. Sama doświadczyłam tego nieraz na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciekawy tekst. Przypomniało mi się jak sama skrobałam pamiętnik :)
    Pozdrawiam Kolorowo!

    OdpowiedzUsuń
  18. Życie pisze przeróżne scenariusze, dlatego za bardzo nie należy przywiązywać się do swoich planów. Ale marzenia zawsze warto mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Niezwykłą historia. Ja co prawda nie pisze już pamiętnika od dawna to uważam że takie przelewanie myśli na papier jest bardzo dobra :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. Oby więcej takich kartek u Ciebie ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  21. Piękna kartka z pamiętnika. Wywarła na mnie bardzo duże wrażenie :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. bardzo ciekawe te kartki z pamiętnika :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Świetne opowiadanie, bardzo chętnie przeczytałabym dalsze części :)
    Lubię czytać takie historie, które dają nadzieję na lepsze jutro i pokazują, że marzenia się spelniają we właściwym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Ciekawe opowiadanie, które dobrze się czyta. Kartki z pamiętnika to fajny pomysł. ;)

    OdpowiedzUsuń
  25. Podoba mi się. Dobrze się czytało :)

    OdpowiedzUsuń
  26. Bardzo przyjemnie mi się czytało.

    OdpowiedzUsuń
  27. Podnoszący na duchu tekst. Marzenia są potrzebne i warto otaczać się dobrymi osobami, którym zależy na naszym szczęściu.

    OdpowiedzUsuń
  28. W życiu najważniejsze jest zdrowie... zdrowie swoje i swoich bliskich! :)
    Opowiadanie daje dużo do myślenia, choć zakończyło się pomyślnie nie trudno pozostać biernym na trudny los jaki spotkał główną bohaterkę.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  29. Super się czytało :)
    „Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  30. Świetne! Nawet nie wiem kiedy to pochłonęłam :D

    OdpowiedzUsuń
  31. Piękne, wzruszyłam się ale to chyba w bajce tak może być, a marzenia czasami się speln8aja.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  32. Oj mnie życie pokazało jak na mało rzeczy mam wpływ. Fajnie się czytało ten wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Miałam kiedyś pamiętnik w wersji papierowej, ale musiałam go zniszczyć, przez zbyt łatwy dostęp nieproszonych osób :( Teraz piszę komputerową, coś na zasadzie autoterapii.

    OdpowiedzUsuń
  34. Bardzo ładne opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
  35. Bardzo fajne opowiadanie, naprawdę mi się podobało. :)

    OdpowiedzUsuń
  36. Bardzo fajny wpis 🙂 pozdrawiam 😊

    OdpowiedzUsuń
  37. Strasznego pecha miała ta bohaterka- najpierw w pracy, później choroba...
    Świetnie się czytało opowiadanie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  38. Hmm warto rozwijać swój pomysł literacki. :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za każdy komentarz oraz obserwację ♥