Czasami nasz świat wydaje się być szary, ale wtedy warto jest otworzyć okno na świat
i zobaczyć, że pomimo naszych codziennych trudności życie mimo wszystko posiada też kolory.
i zobaczyć, że pomimo naszych codziennych trudności życie mimo wszystko posiada też kolory.
Zdarza się tak, że naszym oknem na świat chociażby poprzez samą rozmowę zostaje drugi człowiek.
Dużo osób starszych, którzy znajdują się chociażby w hospicjach czy też domach spokojnej starości niekiedy nie ma żadnego kontaktu z bliskimi osobami. Ich oknem na świat są wolontariusze.
Dzisiaj opowiem pewną historię młodej dziewczyny i starszej kobiety. Więź jaką stworzyły była bez wątpienia wyjątkowa. Nazywam się Blanka Zakrzewska i obecnie uczęszczam do liceum ogólnokształcącego. W przyszłości chciałabym zostać lekarzem, abym mogła pomagać innym.
Miesiąc temu koleżanka namówiła mnie, żebyśmy zapisały się do wolontariatu, który prowadziły siostry zakonne. Raz w tygodniu jeździliśmy do hospicjum o imieniu "Nadzieja", aby odwiedzać starszych ludzi i poświęcić im trochę naszego czasu. To właśnie wtedy poznałam Panią Alinę Włodarczyk, która skradła moje serce. Była już w sędziwym wieku, ponieważ kończyła prawie osiemdziesiąt lat. Należała do osób bardzo wierzących w Boga, a uśmiech praktycznie nigdy nie schodził z jej twarzy. Za każdym razem, gdy z nią rozmawiałam to nie mogłam pojąć skąd jest w niej tyle radości, życzliwości i chęci do życia, bo los jej nie oszczędzał tylko niejednokrotnie rzucał kłody pod nogi.
- Może Pani opowie jak tutaj się znalazła? - rozpoczęłam rozmowę.
- Musiałam tutaj przyjechać, ponieważ moje dzieci wyjechały za granicę.
Tam mają własne życie, rodzinę, pracę... - mówiąc to starsza kobiecina miała na twarzy uśmiech,
ale w jej oczach zaszkliły się łzy, które od razu dostrzegłam.
- Często dzwonią? - przepraszam, że tak się dopytuję, lecz chciałabym, żebyśmy trochę się poznały...
Zapomniałam się przedstawić. Nazywam się Blanka. Podałam jej rękę na powitanie, ale nie chciała podać swojej dłoni. Zauważyłam, że była trochę przestraszona. W tym momencie pomyślałam sobie,
że ta kobieta musiała w przeszłości zaznać sporo krzywd od innych ludzi...
Było to nasze pierwsze spotkanie, więc nie chciałam od razu poruszać takich ciężkich tematów.
- Dzwonią do mnie raz w tygodniu. Zazwyczaj jest to czwartek lub piątek.
Młodzi ludzie zazwyczaj nie mają czasu dla starszych ludzi, bo mają wystarczająco własnych spraw, problemów i obowiązków na głowie. Zresztą tutaj mi się nie nudzi i mam bardzo dobrą opiekę - grzechem byłoby narzekać - odpowiedziała.
- To dobrze, że utrzymują z Panią kontakt - osobiście nie mogłam, a może nie chciałam pojąć tego jak można oddać swoich rodziców i nie zajmować się nimi na starość, jednakże rozumiałam,
że w życiu wydarzają się różne historie i tak samo nie znałam całej historii tej rodziny.
Łatwo przychodzi drugiemu człowiekowi osądzać inną osobę, kiedy tak naprawdę nie znamy bólu,
cierpień oraz motywów, które bardzo często kierują zranionymi dziećmi.
Jak wiadomo ludzie to znaczy rodzice, dzieci, dziadkowie czy też inne osoby nie są idealne
i chociażby nie wiem jak człowiek się starał to nigdy idealny nie będzie, ponieważ każdy z nas posiada jakieś własne wady i zalety, a żyjąc w społeczeństwie musimy lub chociażby powinniśmy nawzajem siebie akceptować. Jak się potem dowiedziałam od personelu dzieci Pani Aliny absolutnie nie utrzymywały z nią żadnego kontaktu, a ona pogrążyła się w samotności.
Pielęgniarka powiedziała, że ciężko jest nawiązać z nią jakąkolwiek rozmowę, bo żyje we własnym świecie. Przyznam szczerze, że początkowo wydawało mi się, iż rozmawiamy o zupełnie innej osobie,
a nie o Pani Alinie. Jak tylko weszłam do sali to od samego początku nawiązałyśmy ze sobą dobrą relację. Miałam do tej Pani naprawdę dużą sympatię, bo trochę przypominała mi moją nieżyjącą już babcię, która była mi jak mama. Spędziłam z nią większość mojego życia.
Babcia nieraz zakładała przed innymi maskę uśmiechniętej kobiety i większość ludzi właśnie tak ją postrzegało, ale głęboko w sercu miała wiele ran zadanych od życia o których nikt z zewnątrz nawet o nich nie wiedział. Lata doświadczeń nauczyły mnie, że to co widzimy często może być złudne,
bo nie wszystko jest takie jak nam się wydaje. Nawet sól wygląda jak cukier i bez spróbowania na pierwszy rzut oka trudno jest rozróżnić co jest czym...
Zwłaszcza w mediach społecznościowych widzimy zawsze uśmiechniętych ludzi i sądzimy,
że ich życie jest idealne, bo mają prestiż, pieniądze, sławę, lecz tak naprawdę nikt z nas nie wie
ile bólu, cierpienia oraz niepowodzeń doznali na własnej skórze. Każdy z nas posiada w głębi duszy jakieś doświadczenia o których nikt nie wie, bo często pokazujemy innym tylko to co chcemy,
aby zobaczyli. Ludzie potrafią dobrze grać oraz ukrywać własne emocje. Nie pokazują nam całego swojego życia. Zresztą nawet osoby publiczne mają prawo do własnych tajemnic oraz prywatności,
a inni powinni to zaakceptować. Zeszłam trochę z tematu, więc teraz powrócę do Pani Aliny.
- Czy rozmawiamy na pewno o Pani Alinie? Niedawno u niej byłam i chętnie nawiązała ze mną rozmowę. Kiedy podałam jej rękę to trochę się przestraszyła, więc zaczęłam się zastanawiać co mogło być tego powodem. Może państwo wiedzą? - zapytałam.
Widocznie Panią polubiła, bo ogólnie to nie ma zbyt dużego zaufania do obcych ludzi,
jednakże Tobie dobrze z oczu patrzy - otrzymałam niespodziewany komplement.
Z tego co udało nam się dowiedzieć to Pani Alina w swojej rodzinie była ofiarą
przemocy psychicznej i fizycznej. Znęcał się nad nią syn. Ubliżał jej, a niekiedy dochodziło do rękoczynów. Do jednej z pielęgniarek wykrzyczał, że nie będzie się nią zajmował, ponieważ zniszczyła mu życie - takich historii na tym świecie jest naprawdę sporo.
- Przyznam szczerze, że trochę ciężko było mi tego słuchać, ponieważ podopieczna tego ośrodka miała w sobie mnóstwo empatii. Dużo czasu spędziłam na rozmowach z Panią Aliną.
Potrafiła sprawić, że patrzyłam na świat z większym optymizmem i nawet przez telefon
wiedziała, kiedy jestem smutna... Jak każdy człowiek na świecie miałam takie dni,
że na wszystko narzekałam, lecz patrząc na życie tej starszej kobiety zrozumiałam,
że każdy z nas powinien doceniać to co ma, gdyż tak naprawdę nie wiemy co przytrafi nam się na starość. Trzy miesiące później świętowaliśmy urodziny naszej Aliny. Specjalnie wcześniej wstałam,
aby pójść do cukierni po tort. Wzięłam o smaku śmietankowym, bo taki lubiła najbardziej.
- Dzień dobry Pani Alino. Jak tam dzisiaj samopoczucie? - zapytałam.
- Dzień dobry. Bardzo się cieszę, że widzę Cię na oczy. Samopoczucie od razu mi się poprawiło
jak tylko Cię zobaczyłam. Widzę jednak, że Ty dosyć marnie wyglądasz. Powiedz mi co takiego Cię trapi? - spojrzała na mnie tym swoim ciepłym wzrokiem i coś pękło.
Nie powinnam obarczać jej moimi problemami, gdyż wysłuchiwanie żalów było moim zadaniem,
a tutaj role nagle się odwróciły.
- Mam pewne problemy w rodzinie i naprawdę nie wiem co powinnam dalej robić, gdyż nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji Pani Alino - westchnęłam, a ona od razu zadała mi nietypowe pytanie.
- Wiem, że nie chodzisz do Kościoła, ale czy modlisz się? Wierzysz w Boga? - zapytała.
Trudno jest wierzyć, kiedy na człowieka w jednym momencie potrafi spaść sto ciosów.
- Tak wierzę w Boga i czasem się modlę, lecz czy on naprawdę istnieje? - nurtowało mnie to pytanie.
Niektórzy ludzie postrzegają chrześcijan jako sektę lub osoby, które wierzą w aniołki jak dzieci -
przecież te wszystkie historie o Bogu są wyssane z palca. Dużo osób z tej religii się wyśmiewa.
- Widać, że Twoja wiara jest słaba, ale zawsze można przecież znaleźć jakieś wyjście.
Nawet z najgorszego bagna - uśmiechnęła się.
- Mam prośbę. Czy mogłaby się Pani pomodlić w mojej sprawie? Skoro Bóg istnieje to na pewno wie
o co dokładnie chodzi - oznajmiłam to trochę niepewnie.
- Chętnie pomodlę się w Twojej sprawie, bo dobrze jest jak ktoś się za kogoś modli - odpowiedziała.
- Bardzo dziękuję. Będę Pani za to wdzięczna - szczerze powiedziawszy to nie wierzyłam,
że modlitwa w tej sprawie pomoże. Uważałam, że jestem już za duża na takie bajki wyssane z palca.
- A ja Tobie dziękuję za Twoją obecność. Kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłam to pomyślałam,
że to jest tylko sen z którego zaraz się obudzę - widać było w niej dużą tęsknotę za bliskimi.
- Muszę już pożegnać się, ponieważ jest późna godzina, ale jutro do Pani zajrzę.
Proszę spróbować tego tortu - wskazałam na stolik.
- Dobrze, że przed śmiercią jeszcze zobaczyłam Cię na oczy. Cieszę się, że miałam okazję Cię poznać.
Jeżeli pozwolisz to podejdę do okna, aby Ci pomachać na pożegnanie - oznajmiła.
- Ależ co Pani wygaduje. Przecież jutro też nas czeka piękny dzień. Chętnie Pani odmacham - uśmiechnęłam się, ponieważ wiedziałam, że przecież prędzej czy później znów się zobaczymy.
Machała mi i wysyłała całusy, aż miło zrobiło się na sercu.
Następnego dnia otrzymałam wiadomość, która mnie dosłownie zwaliła z nóg.
Telefon był z hospicjum.
- Pani Blanko. Alina Włodarczyk zmarła nad ranem. Miała ostrą niewydolność serca tej nocy.
Nie byliśmy w stanie jej uratować. Bardzo nam przykro. Z początku nie dowierzałam co ta kobieta do mnie mówi... Jak to zmarła? Z kim teraz będę rozmawiała? - zadawałam sobie pytania...
Ta wiadomość do mnie nie docierała, jednakże ona już najwidoczniej przeczuwała,
że to będą jej ostatnie chwile... Dwa miesiące później miał przyjść komornik o spłatę naszego długu,
który zaciągnęła rodzina. Byłam w czarnej dziurze. W telewizji zobaczyłam casting do programu kulinarnego, a główna nagroda mogłaby pokryć wszelkie koszty...
Bałam się, że mogę się ośmieszyć, ale wiedziałam, że muszę spróbować.
Tym razem to mi wydawało się, iż śnię na jawie. W e-mailu otrzymałam wiadomość,
że dostałam się do programu... W jednym z odcinków opowiedziałam o Pani Alinie,
aby chociaż w taki sposób jej podziękować... Kilka miesięcy później odezwał się do mnie jej syn.
Pielęgniarki z hospicjum podały mu do mnie mój numer telefonu.
- Dzień dobry Pani Blanko. Nazywam się Błażej. Wiem, że dużo czasu spędzała Pani na rozmowach z moją matką... Czy moglibyśmy się spotkać? To dla mnie bardzo ważne...
- Nie ukrywam, jednakże ten telefon troszkę mnie zaskoczył.
- Oczywiście. Możemy spotkać się jutro o godzinie osiemnastej tylko proszę podać adres - odpowiedziałam.
- Wyślę adres w smsie. Do widzenia - sygnał w telefonie został przerwany...
Następnego dnia wybrałam się pod wskazany adres, Była to zwykła restauracja.
- Bardzo dziękuję za przybycie. Muszę z Panią porozmawiać, bo chyba oszaleję.
Od kilku tygodni natarczywie nawiedza mnie w snach moja matka. Mam tego dość.
Wiem, że zmarła, lecz nie miałem czasu, żeby przyjść na jej pogrzeb.
Miałem ważniejsze sprawy na głowie, a kiedy dostałem tą informację to było za późno,
abym mógł się z nią pożegnać...
- Nie miał Pan czasu? A może nie chciał Pan zwyczajnie uczestniczyć w tej ceremonii? - byłam trochę zdenerwowana jego zachowaniem, jednakże tak naprawdę chciałam już tylko wstać i wyjść...
- Proszę mnie nie oceniać. Relacja z moją matką była dosyć trudna i przez pewne wydarzenia nie chciałem jej znać... Czy może Pani coś poradzić, aby przestała mnie nawiedzać? - zapytał.
- Proszę pojechać do niej na cmentarz oraz pomodlić się za jej duszę oraz tak zwyczajnie
po ludzku jej przebaczyć za wszystko co Panu zrobiła. Tylko tyle mam do powiedzenia - odrzekłam..
- Dobrze na pewno tak zrobię - odetchnął z ulgą, a ja tylko westchnęłam z niedowierzenia...
Pani Alina za życia przekazała mi w prezencie bardzo cenną lekcję, która zostanie ze mną na zawsze.
Kiedy będziemy już starzy to na nic nam się zdadzą pieniądze oraz rzeczy materialne.
W życiu każdego z nas przyjdzie taki moment, że cała nasza egzystencja sprowadzać się będzie do dłoni drugiego człowieka, a także do jego obecności. To nie pieniądze ani rzeczy materialne będą przydatne, ale właśnie drugi człowiek zostanie naszym oknem na świat...
Zawsze powinniśmy o tym pamiętać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniecznie dajcie znać w komentarzu jak oceniacie to opowiadanie ;)
Tymczasem życzę każdemu miłego dnia!
W skrócie: opowieść jest o tym, że kobieta miała dzieci, które nie chcą jej znać. Syn jej nie lubił, nie wiadomo dlaczego, bo ona jest fajna. Partnera/męża jak zwykle w takich historiach nie ma i nikt o nim słowa nie powie, bo dzieci znajduje się w kapuście. Nikt nic nie wie, dawniej było fajnie, teraz jest niefajnie, pomódlmy się. Rozdrażniło mnie to opowiadanie, ponieważ naprawdę wierzę, że w życiu występuje coś takiego jak konsekwencje własnych czynów. Mamy wpływ na swoje życie. Niefajnie, że ludzie tak niewiele nad tym myślą, za to tak chętnie grają na emocjach innych.
OdpowiedzUsuń